Budowanie marki osobistej jest obecnie uznane przez wielu rekruterów za konieczność. I nic dziwnego, bo może pozytywnie wpłynąć na rezultaty naszej pracy. Kandydaci chętniej odpowiadają na wiadomości od rekruterów, których marka jest nie tylko rozpoznawalna, ale też pozytywnie kojarzona. A skoro tak, to i pracodawcy są zainteresowani zatrudnieniem osób o silnym (i pozytywnym) wizerunku.
Jak nauczyło mnie doświadczenie marka osobista to twór żywy. Trzeba o nią zabiegać regularnie i co jakiś czas warto upewnić się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Chcąc oszczędzić Ci rozczarowań lub przykrych niespodzianek, postanowiłam podzielić się w tym wpisie własnymi wpadkami w obszarze budowania wizerunku oraz poradami, które pozwolą Ci ich uniknąć 🙂
Spójna marka rekrutera to niezwykle istotna sprawa. Jeśli decydujesz się na wykorzystanie konkretnego zdjęcia, hasła czy po prostu chcesz by kandydaci (lub klienci) poprawnie kojarzyli Cię z daną firmą, musisz upewnić się, że to co odnajdą na Twój temat w sieci rzeczywiście jest ze sobą spójne. Pamiętaj, że nawet najmniejsze szczegóły mogą mieć ogromne znaczenie!
Przykładowo, organizatorzy konferencji EVOLVE! Summit używają na swojej stronie kreskówek zamiast zdjęć. Otrzymałam od nich poniższą kreskówkę – jak widać, w pełni spójną z moim zdjęciem, dzięki czemu odbiorcy bez problemu mogą mnie rozpoznać.
Inaczej stało się w wypadku ebooka, który udostępniła ostatnio jedna z polskich firm. Nie informując mnie o zdanie, ani tym bardziej nie pytając o zgodę, zedytowali zdjęcie zmieniając kolor mojego topa na zielony, dzięki czemu promował już nie mnie, ale firmę. Może się wydawać, że to drobna zmiana, ale z punktu widzenia spójności mojego wizerunku fakt, że ubieram się w kolory swojej marki jest bardzo istotny.
Takie sytuacje mogą się przytrafić każdemu, kto nie dokonuje regularnie audytu swojej marki. Pamiętaj, że w takiej sytuacji wystarczy prosta interwencja – masz pełne prawo do sprostowania swojego wizerunku. Nie bój się, że wyjdziesz na osobę roszczeniową. W idealnym świecie nikt nie zdecyduje się na przeinaczenie Twojej marki, w trochę mniej idealnym – najpierw da Ci znać i zapyta o zdanie. Jeśli tego nie zrobił, to wystarczy zwrócić mu na to uwagę 🙂
To miłe, kiedy ktoś wspomni o nas w sieci, ale doświadczenie nauczyło mnie, że i tu zdarzają się poważne wpadki. Przykładowo, na stronach ebooka, w którym wystąpiłam w zielonym topie, pojawił się tekst, który wyglądał jako treść mojego autorstwa. Firma nie dała mi znać, że tworzy ebooka, nie poprosiła też o autoryzację tekstu. Owszem, jest on zbliżony do moich wypowiedzi, ale to jednak nie to samo, co tekst zatwierdzony przez autora. Pamiętaj więc, że jeśli pojawia się gdzieś tekst, którego jesteś autorem, to koniecznie powinieneś otrzymać prośbę o autoryzację.
Zdarzyło mi się również nie raz odkryć a trakcie audytu marki treści, które kompletnie mnie zaskoczyły. Na przykład ten wycinek z wywiadu, którego oczywiście kompletnie nie rozumiem 🙂
W takim wypadku skorzystałam oczywiście z funkcji Google Translate, żeby upewnić się, że w wywiadzie nie pojawia się nic, czego tak naprawdę nie powiedziałam. Zaskoczenie było wynikiem nieporozumienia – byłam przekonana, że wywiad ukaże się po angielsku.
Inaczej wyglądała sytuacja w wypadku relacji z wydarzenia, na którym pojawiłam się w tym roku w Amsterdamie (zdążyłam zaraz przed zamknięciem granic i odwołaniem wszelkich imprez). Autor relacji używał z dużą namiętnością cudzysłowia, pomimo, że wcale nie cytował moich słów, a jedynie je parafrazował. Oczywiście takie działanie prowadzi do pewnych przeinaczeń, co może odbić się na marce osobistej – w takim wypadku również warto skontaktować się z autorem treści i poprosić o edycję tekstu.
Tylko raz zdarzyło mi się odkryć, że ktoś skopiował w całości kilka moich wpisów, a następnie opublikował je na stronie swojej firmy. Autorstwo przypisane było „przyjacielowi firmy”, ja natomiast firmy nie znałam wcale.
Wiem jednak, że innym osobom w branży zdarza się to częściej, zwłaszcza w wypadku tekstów pisanych po angielsku. Dlatego koniecznie sprawdź, czy ktoś nie korzysta z Twoich tekstów do własnych celów. Oczywiście, możesz zaproponować komuś wpisy gościnne na jego stronielub blogu, ale pamiętaj, że za takie usługi pobiera się typowo opłaty i Tobie rownież przysługuje w tym wypadku wynagrodzenie.
Kiedy długofalowo budujesz markę rekrutera, prędzej czy później natkniesz się w sieci na nieaktualne dane kontaktowe lub dane o zatrudnieniu. Sama swego czasu bardzo często zmieniałam pracę, wobec czego na każdej konferencji podpisana byłam inaczej 😉
Zdecyduj, czy chcesz, żeby dane o Tobie były na bieżąco aktualizowane, czy też podpisy pod Twoimi tekstami lub zdjęciami powinny pozostać bez zmian. W tym wypadku warto, żeby pojawiał się link do Twojego profilu na LinkedIn – dzięki temu każdy może sam zweryfikować gdzie obecnie pracujesz. To na pewno jedno z najprostszych rozwiązań, które pozwoli Ci trochę rzadziej przeprowadzać audyt własnej marki w sieci 🙂
Jak widzisz większości wpadek można uniknąć po prostu weryfikując regularnie materiały w sieci, które są z Tobą związane. Wykorzystuję do tego kilka prostych wyszukiwań, przede wszystkim frazę kluczową składającą się z mojego imienia i nazwiska. Możesz oszczędzić trochę czasu ustawiając alert Google , który poinformuje Cię o wszelkich nowych wynikach dla takiego zapytania.